7 lat. 🐶
Miała 7 lat. Dobrze znała ból. 🐶
Było dobrze. Do końca stycznia.
Był to okres przed moim wyjazdem, zaplanowanym w okresie ferii.
Guzki na brzuchu mojego psa.
Zaczęłam wówczas czytać na ten temat, bardzo dużo. Trafiłam na artykuł, który przyznam szczerze, bardzo mnie zainteresował. Nie dość, że pięknie napisany, to dał mi również nadzieję - na poprawę, jednakże pomimo tego. wypłakałam cały wieczór.
Następnego dnia udałam się z dziadkiem do przychodni weterynaryjnej.
"Guz nowotworowy do wycięcia" - diagnoza, którą usłyszałam od doktora, który mówił spokojnym głosem. Z trudem powstrzymywałam łzy. Operacja umówiona na za tydzień. Będzie dobrze.
Po operacji wystąpiły komplikacje...
Włosy straciły blask. Nie miała ani trochę energii.
Po operacji Bóg podarował jej w prezencie odrobinę siły. Dał jej czas na pożegnanie się. Pocałowałam ją i powiedziałam, że da radę, będzie silna. Serce nie dało rady...
Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego wspólnego spaceru. Byłam szczęśliwa.
Nie zapomnę mojego codziennego wstawania wcześniej, tylko po to, aby z nią pospacerować. Tego, jak w ciągu kilku miesięcy podrosła i zrobiła się grubsza. Z malutkiej kulki stała się większą.
Uwielbiała grać w piłkę. Mało tego, zaryzykuję tutaj stwierdzenie, że grała lepiej niż nie jeden piłkarz na stadionie. Była mądra. Niejednokrotnie patrząc na nią, myślałam, że rozumie wszystko co do niej mówię. Rozumiała. Naprawdę - mówiąc o niej, podnosiła swoje oklapnięte uszy i dołączała do rozmowy myślami. Kochała dzieci, jednakże nienawidziła kotów. Na zdanie "Tola kot" momentalnie podbiegała do okna i sztywniała, spoglądając przez okno z widocznym zdenerwowaniem.
Było dobrze. Do końca stycznia.
Był to okres przed moim wyjazdem, zaplanowanym w okresie ferii.
Guzki na brzuchu mojego psa.
Zaczęłam wówczas czytać na ten temat, bardzo dużo. Trafiłam na artykuł, który przyznam szczerze, bardzo mnie zainteresował. Nie dość, że pięknie napisany, to dał mi również nadzieję - na poprawę, jednakże pomimo tego. wypłakałam cały wieczór.
Następnego dnia udałam się z dziadkiem do przychodni weterynaryjnej.
"Guz nowotworowy do wycięcia" - diagnoza, którą usłyszałam od doktora, który mówił spokojnym głosem. Z trudem powstrzymywałam łzy. Operacja umówiona na za tydzień. Będzie dobrze.
Po operacji wystąpiły komplikacje...
Włosy straciły blask. Nie miała ani trochę energii.
Po operacji Bóg podarował jej w prezencie odrobinę siły. Dał jej czas na pożegnanie się. Pocałowałam ją i powiedziałam, że da radę, będzie silna. Serce nie dało rady...
Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego wspólnego spaceru. Byłam szczęśliwa.
Nie zapomnę mojego codziennego wstawania wcześniej, tylko po to, aby z nią pospacerować. Tego, jak w ciągu kilku miesięcy podrosła i zrobiła się grubsza. Z malutkiej kulki stała się większą.
Uwielbiała grać w piłkę. Mało tego, zaryzykuję tutaj stwierdzenie, że grała lepiej niż nie jeden piłkarz na stadionie. Była mądra. Niejednokrotnie patrząc na nią, myślałam, że rozumie wszystko co do niej mówię. Rozumiała. Naprawdę - mówiąc o niej, podnosiła swoje oklapnięte uszy i dołączała do rozmowy myślami. Kochała dzieci, jednakże nienawidziła kotów. Na zdanie "Tola kot" momentalnie podbiegała do okna i sztywniała, spoglądając przez okno z widocznym zdenerwowaniem.
Miała błysk w oku, który nigdy nie zszedł z mordki. Miałam wrażenie, że uśmiechała się częściej, niż nie jeden człowiek chodzący po tej planecie. Cieszyła się, życiem nawet pod jego koniec. Była doskonałą aktorką. Stwarzała pozory, powracającej do zdrowia. Była doskonałą mamą, babcią.
Doskonałą przyjaciółką.